Samanta patrzyła na niego z okna. Zatrzymał się przed jej blokiem i tak stał w deszczu. Krople wody spływały po jego opalonych policzkach. Stał sam, jakby na kogoś czekając. Ze smutkiem na twarzy spoglądał przed siebie, co chwila gwałtownie odwracając głowę.
-Może Ryan czeka na mnie? - pytała siebie cicho. - Spuścił wzrok... Poddał się? - myślała. - Już nie czeka, stracił nadzieję. Odszedł ode mnie i od Julie.
A gdzieś tam, ona stoi z płaczem, wykrzykując coś z nienawiścią do samej siebie. Czemu to zrobiła? Czemu akurat wtedy, na jego oczach? Kochała, ale już za późno na wybaczenie. On odszedł i teraz błądzi po mieście, chodząc ciemnymi uliczkami. Choć tak naprawdę to czekał. Czekał, aż Julie kiedyś wróci.
-Nie tak łatwo pozbyć się uczucia, dającego siłę do życia. Uczucia, które nadaje sens wszystkiemu. - myślał Ryan. - Nawet jeśli ma się świadomość szybkiego upadku wszystkiego, wraz z odrzuceniem ciepłych słów. Niektórzy nazywają to chorobą, bo mózg będąc w stanie zakochania, przypomina ten organ u osoby chorej psychicznie. Nie... Nikt nie potrafi zakopać miłości pod ziemią i odrzucić wszystkiego. Przynajmniej ja nie chcę...
Zaczął biec. Jak najdalej i jak najszybciej. By uciec. Byle tylko nie wracać do wspomnień. Usiadł na ławce w pustym parku. Poczuł zimno, które na chwile przeszyło jego ciało, by po chwili zamienić się w gęsią skórkę. Jak bardzo nie chciał czuć znów tego bólu. Siedział sam, opierając ręce o kolana. Wpatrywał się w kałużę, na której co jakiś czas pojawiały się malutkie kręgi, powodowane spadającymi kroplami deszczu. Nasilały się z minuty na minutę, z sekundy na sekundę... Tak samo, jak wspomnienia owego pechowego dnia, w którym dowiedział się prawdy.
-Czasem zdrada coś kończy - rozmyślał. - Rozpada się jedność, jak opuszczone szkło. Nie da się poskładać w całość zdradzonego szczęścia. Nigdy już nie będzie tak samo. Żal pozostanie na zawsze, jak wbity w serce nóż. A wspomnienia powrócą przy każdej sprzeczce. Dlatego muszę wybaczyć i odejść... na zawsze.
Julie usiadła na parapecie i wpatrywała się w powoli płynące krople deszczu po szybie. Powróciła wspomnienia do chwil przeżytych z Ryanem. Nie wiedziała kiedy popłynęły jej pierwsze łzy. Łzy, które wyrażały pustkę w sercu. Które były tęsknotą za nim, za jego słowami, za jego obecnością... Ale powstrzymała się od płaczu. Pamiętała jak mówił, że płacz jest dla słabych. Postanowiła być silna i nie ronić więcej łez. A w chwili gdy pękło jej serce - przestała czuć, więc i teraz nie czuła bólu po jego odejściu. Już nie płakała. Cieszyła się tylko, że mogła przeżyć tyle cudownych chwil, z nim.
Siedziała i wspominała już dość długo, ale nagle z zamyślenia wyrwał ją dzwonek. Podeszła do drzwi i niepewnie je otworzyła. Zanim zdążyła coś powiedzieć, Ryan był już w środku. Wyciągnął z szafy swoją walizę i zaczął się pakować.
-Ryan? - Julie mówiła do niego, ale on nie reagował. - Ryan, przestań. Czekałam na ciebie... - szepnęła.
-No to teraz jestem - przerwał, ale po chwili znów zabrał głos. - I chcę się spakować i wyjść.
-Musimy to wyjaśnić, tak?
-Co tu wyjaśniać? - warknął.
-Jak tego dziś nie obgadamy, to będzie się za nami ciągnęło.
-Co chcesz obgadywać? Zapomniałaś, że mnie zdradziłaś? Jest mi przykro. Tylko tyle - wzruszył ramionami.
-Jak mogę ci to wynagrodzić? - Julie stanęła przed nim.
-Tego nie ma jak wynagrodzić. Zawiodłem się na tobie i boję się, że to już tak będzie wyglądało. Nie wiem, czy będziesz szczera i wierna... - złapała go i potrząsnęła nim. - Ale puść... - próbował się wyrwać.
-Nie! - Julie chwyciła go mocniej. - Zawaliłam, teraz powiedz jak to naprawić. - zażądała. - Proszę cię, wysłuchaj mnie - starała się zatrzymać swojego narzeczonego, jednak on nie chciał jej słuchać. - Ryan, spójrz na mnie - złapała go za rękę i spojrzała na niego błagalnie. I nagle coś zrozumiała. Wszystko układało się idealnie, tak idealnie, że Julie straciła czujność. Przecież jej narzeczony - Ryan Reynolds, nie był byle kim. Był największym przystojniakiem w Nowym Jorku, główną okładką wielu gazet. To było do przewidzenia, że Katie będzie próbowała ich rozdzielić. Choć z drugiej strony, Julie nie spodziewała się tego po przyjaciółce. Katie to wymyśliła. Namówiła Julie na imprezę, a potem wplątała w to Lucasa...
-Jak możesz być taką zakłamaną lafiryndą? Ufałem tobie bezgranicznie, ale ty to zniszczyłaś. - Ryan już kipiał ze złości. Nikogo innego tak nie kochał, jak Julie i był pewien, że już nie pokocha. Zraniła go, zdradziła. Jak mogła? Jeszcze kilka miesięcy temu, obiecywała mu, że nigdy tego nie zrobi, że będzie mu wierna. Nie chciał słuchać jej wyjaśnień, były zbędne. Julie patrzyła na niego z bólem w oczach. Nie powinien tak do niej mówić, ale nie umiał się opanować.
-Jak możesz być taki dla mnie? Nigdy bym cię nie zdradziła, gdyby nie Katie. Błagam cię, uwierz mi. To jej spisek. Chciała mieć ciebie, jako własność. - po jej policzkach znów spływały łzy, jednak on był zbyt wściekły, żeby to na niego podziałało.
-Nie chcę tego słuchać! Przestań oczerniać ludzi, którzy wcale nie zawinili. - warknął. - Jeszcze dziś się wyprowadzę. Zostawię ci dom, a sobie coś wynajmę. Odwołamy ślub i po prostu zapomnimy o tym związku. Nie chcę od ciebie niczego więcej - czuła jak Ryan przeszywa ją wzrokiem. Od środka zżerała go zazdrość. Nie mógł znieść myśli, że jakiś gówniarz jej dotykał. Miał ochotę wziąć ją w ramiona, potrząsnąć nią i zapytać, czy z tym całym Lucasem, było jej lepiej niż z nim. Nienawidził siebie za to, że jej na to pozwolił. Czy ją zaniedbywał? Teraz to nie było ważne. Zdradziła go, nawet dwa razy. Czasu nie cofnie, chociaż bardzo by tego chciał...
-Proszę - jęknęła.
-Skończyliśmy rozmowę i, mimo wszystko, wybaczam ci - nagle przerwał. - Jakim ja jestem debilem! - krzyknął i mocno uderzył pięścią o ścianę. Krew pojawiła się natychmiast.
-Pomogę ci - Julie złapała jego rękę, jednak Reynolds odepchnął ją.
-Nie... Nie chcę cię nigdy więcej widzieć, jasne? - Julie skinęła głową.
Kolejne łzy spływały jej po policzkach. Nie sądziła, że związek z Ryanem przyniesie jej tyle bólu. Nie sądziła, że uwierzy w kilka słów, że ją porzuci, wyprowadzi się. To było dla niej zbyt wiele. Pobiegła do sypialni, ich sypialni, i usiadła na łóżku. Nie rozumiała, że Ryan nie potrafi jej już zaufać. Ale skoro tak, to ona nie będzie go błagać. Podniesie się z tego i ułoży życie na nowo. Ryan jej wybaczył, ale była pewna, że kiedyś on wróci, a wtedy ona będzie na tyle silna, że nie pozwoli mu zamieszkać w swoim sercu. Przygryzła dolną wargę, ponieważ czuła kolejny przypływ łez. Pohamowała płacz, musiała być twarda. Wzięła głęboki oddech i z powrotem weszła do salonu.
Ryan siedział na kanapie i pił piwo. Był roztrzęsiony, ale po części Julie nie dziwiła mu się. Kiedy weszła do pokoju, skierował na nią swój wzrok, odstawił butelkę, wstał i pociągnął za walizkę.
-Spakowałem wszystko co było moje - powiedział z naciskiem na słowo "moje". Podszedł do niej blisko i uśmiechnął się lekko. - Postaraj się nie wskoczyć komuś do łóżka od razu jak stąd wyjdę - szepnął. - Zachowaj pozory wiernej narzeczonej - zabolało. Ale Julie obiecała sobie, że nigdy więcej nie zaboli. To Ryan Reynolds ma cierpieć, nie ona. Ona sobie na to nie zasłużyła. Również się uśmiechnęła, po czym dotknęła jego policzka. Nie golił się. Uwielbiała kiedy nosił trzydniowy zarost. Podczas całowania lub innych pieszczot, drapał ją delikatnie, dając jej tym przyjemność.
-Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, co... - przerwał jej dotykając palcem jej zimnych warg. Zamrugała szybko, bo łzy napływały jej do oczu z podwójną siłą. Ryan patrzył na nią, a jego oczy nie miały żadnego wyrazu. Chciał tu z nią zostać, przytulić ją i już nigdy nie pozwolić na to by poddała się innemu. Ale nie zrobił tego, przerosło go to wszystko.
-Nie płacz. Łzy są dla słabych... - rzucił.
Wyszedł i od tamtej pory już jej nigdy nie widział.
Podoba mi się twoje opowiadanie. Świetne napisane, masz dobry styl i potrafisz wciągnąć czytelnika. Nie myślisz czasem o własnej książce ? Moim zdaniem naprawdę masz talent.
OdpowiedzUsuńhttp://wez-olowek-i-narysuj-formule-1.blogspot.com/