niedziela, 26 stycznia 2014

UWAGA!

Hej wszystkim!
Oświadczam, że zawieszam mojego bloga, ponieważ:
1. nie mam weny,
2. nikt nie czyta, przez co nie mam motywacji.
Myślę, że kiedyś powrócę do tego bloga, ale na razie odstawię go na jakiś czas. Może moje wena powróci.
Pozdrawiam Was wszystkich, kocham Was! <3

wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział VIII

   Była już wczesna jesień. Dni są wtedy znacznie krótsze, ale w ciągu dnia jest wciąż ciepło i przyjemnie. Taki okres w roku, kiedy najprzyjemniej jest spacerować, oczywiście jeżeli właśnie nie pada deszcz. Dzisiaj było sucho, bezwietrznie i wyjątkowo przyjemnie. Słońce świeciło radośnie. Była wprost wymarzona pogoda na spacer.
   Szła wolno aleją parkową chłonąc ta specyficzną atmosferę resztek lata. Nie była sama. Ryan obserwował ją bardzo uważnie od dłuższego czasu. Patrzył jak wolno sunie pośród drzew, delikatnie kołysząc biodrami. Mlasną z zachwytu. Dawno już nie widział tak pięknego zjawiska. Był nawet skłonny stwierdzić, że w ogóle nigdy nie widział nic równie pięknego. A widział i doświadczył już naprawdę dużo.
   Wolniutko podążał za nieznajomą nie spuszczając z niej oczu. Jego pożądanie rosło z minuty na minutę. Gdy patrzył na jej piękne ciało, ogarniał go ogień. Miała niesamowite nogi. Najpiękniejsze jakie można sobie tylko wyobrazić. Przełknął ślinę. Złapał się na tym, że jego mózg przestaje działać racjonalnie. Do głosu zaczynała dochodzić natura. Nie lubił tego, ale taki już był. Nieznajoma była jedyną rzeczą, którą w tej chwili dostrzegał, a chęć jej posiadania jedynym celem. Już dawno temu pogodził się z faktem, że taka chwila przyjemności potrafi później gorzko smakować. Cóż, nieraz za to zapłacił, jednak nigdy nie żałował.
   Nieznajoma skręciła w małą, rzadko uczęszczaną, boczną alejkę. Stąpała delikatnie pośród pożółkłych liści i w promieniach jesiennego, popołudniowego słońca wyglądała olśniewająco. Dla Ryana była ona nie tylko piękna, ale również wprost przepełniona seksem. Nie zwracał uwagi wyłącznie na jednostki piękne. Interesowały go tylko te, które oprócz zniewalającej urody posiadały również sexapeal. Dzisiaj spotkana nieznajoma pod tym względem była absolutnym ideałem. Ryan wyraźnie zaobserwował, że zdawała sobie z tego sprawę, wykorzystując wszystkie swoje wdzięki do imponowania otoczeniu i doprowadzając go do wrzenia. Z każdym postawieniem stopy na chodniku jej kroki stawały się coraz bardziej miękkie a kołysanie biodrami wyraźniejsze. Od czasu do czasu rzucała delikatne spojrzenia na boki , jakby nie zauważając obecności Ryana, ale on wiedział, że stara się go dostrzec.
   Jego umysł był nastawiony tylko i wyłącznie na jedną rzecz, a wszystkie sygnały, które od niej otrzymywał zostały zinterpretowane w sposób jednoznaczny. Jako sygnał do natychmiastowego podjęcia akcji. Był wystarczająco doświadczony, by wiedzieć, co należy teraz zrobić. Należy najzwyczajniej odepchnąć od siebie wszystkie myśli, naprężyć się i gwałtownie zerwać do przodu i biec przed siebie tak szybko jak jest to tylko możliwe, aż do utraty tchu. Ona w tym samym momencie, w którym on zerwie się do przodu, albo rzuci się do bezsensownej ucieczki, albo co częściej zdąża się w takich sytuacjach, sparaliżuje ją strach i nie będzie mogła wykonać nawet najmniejszego ruchu przyglądając się przerażonymi oczami całej sytuacji. Gdy ją dopadnie, bezlitośnie przewróci na trawnik tak, żeby poczuła jaki jest silny, że nie ma najmniejszych szans na ucieczkę, a jedyne co może zrobić, to poddać się bezwolnie. Być może pozwoli jej wyrwać się na chwilę, tylko po to, aby w jej głowie zaświtała nadzieja, że uda jej się uciec, ale za chwilę znowu ją dopadnie i po raz kolejny przewróci na ziemię. Gdy już będzie ją miał pod sobą, ciężko dyszącą ze zmęczenia i na wpół omdlałą ze strachu, być może nawet broniącą się nieporadnie, chwilę poczeka upajając się jej przerażeniem, a potem ją posiądzie. Tak, dokładnie tak zrobi!
   Przystanął na chwilę, aby przygotować się do ataku. Naprężył wszystkie mięśnie i przygotował do skoku. Niemal w tej samej chwili poczuł silne szarpnięcie w okolicach szyi.
- Wiem, co sobie myślisz Ryan - usłyszał głos swojego szefa biegnący zza pleców. - Ale wiesz dobrze, że tak nie wolno robić. Musisz wykonać kolejne zlecenie.
   Ryan miał ochotę zawyć z bólu i się wyrwać, jednak parę zdecydowanych szarpnięć przywołało go do porządku. Mógł jedynie obolałym wzrokiem patrzeć jak płeć piękna znika za rogiem.
-Masz - powiedział Dernee i przekazał Ryanowi jakąś płytę. Jeffrey Dernee to zleceniodawca Ryana.  - Wykonaj nakaz jak najszybciej. Szczegóły zawarte są w filmie. Po obejrzeniu masz pięć sekund, potem płyta ulegnie autodestrukcji - rzucił i zniknął w cieniu.
   Ryan nie tracił czasu i poszedł do swojego wynajętego, prawie pół roku temu, mieszkania. Włożył dysk do odtwarzacza i obejrzał film. Nim minęło pięć sekund wyrzucił płytę do metalowego kubła, a ta stopiła się w mgnieniu oka. Wiedział wszystko co miało mu pomóc w wykonaniu zlecenia. Ashton Ridley, milioner, dealer i przestępca. Niestety policja nic na niego nie miała. Ashton nieźle załaził za skórę Dernee'yowi. Na nieszczęście, ten nie mógł nic zrobić dopóki jego pracodawca Evan nie wydał mu rozkazu, aby zniszczyć Ridleya. Ryan przygotował sobie kolację, a następnie zaczął planować zabójstwo. Wiedział, że szef Dernee'ya bardzo na niego liczy. Był w końcu najlepszym skrytobójcą. Nikt nie wiedział jak wygląda i kiedy spodziewać się jego ataków. Rzadko zabijał tym samym sposobem. Mimo, że zadawał tyle bólu, robił to z niebywałą klasą.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział VII

   Samanta patrzyła na niego z okna. Zatrzymał się przed jej blokiem i tak stał w deszczu. Krople wody spływały po jego opalonych policzkach. Stał sam, jakby na kogoś czekając. Ze smutkiem na twarzy spoglądał przed siebie, co chwila gwałtownie odwracając głowę.
-Może Ryan czeka na mnie? - pytała siebie cicho. - Spuścił wzrok... Poddał się? - myślała. - Już nie czeka, stracił nadzieję. Odszedł ode mnie i od Julie.
   A gdzieś tam, ona stoi z płaczem, wykrzykując coś z nienawiścią do samej siebie. Czemu to zrobiła? Czemu akurat wtedy, na jego oczach? Kochała, ale już za późno na wybaczenie. On odszedł i teraz błądzi po mieście, chodząc ciemnymi uliczkami. Choć tak naprawdę to czekał. Czekał, aż Julie kiedyś wróci.
-Nie tak łatwo pozbyć się uczucia, dającego siłę do życia. Uczucia, które nadaje sens wszystkiemu. - myślał Ryan. - Nawet jeśli ma się świadomość szybkiego upadku wszystkiego, wraz z odrzuceniem ciepłych słów. Niektórzy nazywają to chorobą, bo mózg będąc w stanie zakochania, przypomina ten organ u osoby chorej psychicznie. Nie... Nikt nie potrafi zakopać miłości pod ziemią i odrzucić wszystkiego. Przynajmniej ja nie chcę...
   Zaczął biec. Jak najdalej i jak najszybciej. By uciec. Byle tylko nie wracać do wspomnień. Usiadł na ławce w pustym parku. Poczuł zimno, które na chwile przeszyło jego ciało, by po chwili zamienić się w gęsią skórkę. Jak bardzo nie chciał czuć znów tego bólu. Siedział sam, opierając ręce o kolana. Wpatrywał się w kałużę, na której co jakiś czas pojawiały się malutkie kręgi, powodowane spadającymi kroplami deszczu. Nasilały się z minuty na minutę, z sekundy na sekundę... Tak samo, jak wspomnienia owego pechowego dnia, w którym dowiedział się prawdy.
-Czasem zdrada coś kończy - rozmyślał. - Rozpada się jedność, jak opuszczone szkło. Nie da się poskładać w całość zdradzonego szczęścia. Nigdy już nie będzie tak samo. Żal pozostanie na zawsze, jak wbity w serce nóż. A wspomnienia powrócą przy każdej sprzeczce. Dlatego muszę wybaczyć i odejść... na zawsze.
  Julie usiadła na parapecie i wpatrywała się w powoli płynące krople deszczu po szybie. Powróciła wspomnienia do chwil przeżytych z Ryanem. Nie wiedziała kiedy popłynęły jej pierwsze łzy. Łzy, które wyrażały pustkę w sercu. Które były tęsknotą za nim, za jego słowami, za jego obecnością... Ale powstrzymała się od płaczu. Pamiętała jak mówił, że płacz jest dla słabych. Postanowiła być silna i nie ronić więcej łez. A w chwili gdy pękło jej serce - przestała czuć, więc i teraz nie czuła bólu po jego odejściu. Już nie płakała. Cieszyła się tylko, że mogła przeżyć tyle cudownych chwil, z nim.
   Siedziała i wspominała już dość długo, ale nagle z zamyślenia wyrwał ją dzwonek. Podeszła do drzwi i niepewnie je otworzyła. Zanim zdążyła coś powiedzieć, Ryan był już w środku. Wyciągnął z szafy swoją walizę i zaczął się pakować.
-Ryan? - Julie mówiła do niego, ale on nie reagował. - Ryan, przestań. Czekałam na ciebie... - szepnęła.
-No to teraz jestem - przerwał, ale po chwili znów zabrał głos. - I chcę się spakować i wyjść.
-Musimy to wyjaśnić, tak?
-Co tu wyjaśniać? - warknął.
-Jak tego dziś nie obgadamy, to będzie się za nami ciągnęło.
-Co chcesz obgadywać? Zapomniałaś, że mnie zdradziłaś? Jest mi przykro. Tylko tyle - wzruszył ramionami.
-Jak mogę ci to wynagrodzić? - Julie stanęła przed nim.
-Tego nie ma jak wynagrodzić. Zawiodłem się na tobie i boję się, że to już tak będzie wyglądało. Nie wiem, czy będziesz szczera i wierna... - złapała go i potrząsnęła nim. - Ale puść... - próbował się wyrwać.
-Nie! - Julie chwyciła go mocniej. - Zawaliłam, teraz powiedz jak to naprawić. - zażądała. - Proszę cię, wysłuchaj mnie - starała się zatrzymać swojego narzeczonego, jednak on nie chciał jej słuchać. - Ryan, spójrz na mnie - złapała go za rękę i spojrzała na niego błagalnie. I nagle coś zrozumiała. Wszystko układało się idealnie, tak idealnie, że Julie straciła czujność. Przecież jej narzeczony - Ryan Reynolds, nie był byle kim. Był największym przystojniakiem w Nowym Jorku, główną okładką wielu gazet. To było do przewidzenia, że Katie będzie próbowała ich rozdzielić. Choć z drugiej strony, Julie nie spodziewała się tego po przyjaciółce. Katie to wymyśliła. Namówiła Julie na imprezę, a potem wplątała w to Lucasa...
-Jak możesz być taką zakłamaną lafiryndą? Ufałem tobie bezgranicznie, ale ty to zniszczyłaś. - Ryan już kipiał ze złości. Nikogo innego tak nie kochał, jak Julie i był pewien, że już nie pokocha. Zraniła go, zdradziła. Jak mogła? Jeszcze kilka miesięcy temu, obiecywała mu, że nigdy tego nie zrobi, że będzie mu wierna. Nie chciał słuchać jej wyjaśnień, były zbędne. Julie patrzyła na niego z bólem w oczach. Nie powinien tak do niej mówić, ale nie umiał się opanować.
-Jak możesz być taki dla mnie? Nigdy bym cię nie zdradziła, gdyby nie Katie. Błagam cię, uwierz mi. To jej spisek. Chciała mieć ciebie, jako własność. - po jej policzkach znów spływały łzy, jednak on był zbyt wściekły, żeby to na niego podziałało.
-Nie chcę tego słuchać! Przestań oczerniać ludzi, którzy wcale nie zawinili. - warknął. - Jeszcze dziś się wyprowadzę. Zostawię ci dom, a sobie coś wynajmę. Odwołamy ślub i po prostu zapomnimy o tym związku. Nie chcę od ciebie niczego więcej - czuła jak Ryan przeszywa ją wzrokiem. Od środka zżerała go zazdrość. Nie mógł znieść myśli, że jakiś gówniarz jej dotykał. Miał ochotę wziąć ją w ramiona, potrząsnąć nią i zapytać, czy z tym całym Lucasem, było jej lepiej niż z nim. Nienawidził siebie za to, że jej na to pozwolił. Czy ją zaniedbywał? Teraz to nie było ważne. Zdradziła go, nawet dwa razy. Czasu nie cofnie, chociaż bardzo by tego chciał...
-Proszę - jęknęła.
-Skończyliśmy rozmowę i, mimo wszystko, wybaczam ci - nagle przerwał. - Jakim ja jestem debilem! - krzyknął i mocno uderzył pięścią o ścianę. Krew pojawiła się natychmiast.
-Pomogę ci - Julie złapała jego rękę, jednak Reynolds odepchnął ją.
-Nie... Nie chcę cię nigdy więcej widzieć, jasne? - Julie skinęła głową.
   Kolejne łzy spływały jej po policzkach. Nie sądziła, że związek z Ryanem przyniesie jej tyle bólu. Nie sądziła, że uwierzy w kilka słów, że ją porzuci, wyprowadzi się. To było dla niej zbyt wiele. Pobiegła do sypialni, ich sypialni, i usiadła na łóżku. Nie rozumiała, że Ryan nie potrafi jej już zaufać. Ale skoro tak, to ona nie będzie go błagać. Podniesie się z tego i ułoży życie na nowo. Ryan jej wybaczył, ale była pewna, że kiedyś on wróci, a wtedy ona będzie na tyle silna, że nie pozwoli mu zamieszkać w swoim sercu. Przygryzła dolną wargę, ponieważ czuła kolejny przypływ łez. Pohamowała płacz, musiała być twarda. Wzięła głęboki oddech i z powrotem weszła do salonu.
   Ryan siedział na kanapie i pił piwo. Był roztrzęsiony, ale po części Julie nie dziwiła mu się. Kiedy weszła do pokoju, skierował na nią swój wzrok, odstawił butelkę, wstał i pociągnął za walizkę.
-Spakowałem wszystko co było moje - powiedział z naciskiem na słowo "moje". Podszedł do niej blisko i uśmiechnął się lekko. - Postaraj się nie wskoczyć komuś do łóżka od razu jak stąd wyjdę - szepnął. - Zachowaj pozory wiernej narzeczonej - zabolało. Ale Julie obiecała sobie, że nigdy więcej nie zaboli. To Ryan Reynolds ma cierpieć, nie ona. Ona sobie na to nie zasłużyła. Również się uśmiechnęła, po czym dotknęła jego policzka. Nie golił się. Uwielbiała kiedy nosił trzydniowy zarost. Podczas całowania lub innych pieszczot, drapał ją delikatnie, dając jej tym przyjemność.
-Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, co... - przerwał jej dotykając palcem jej zimnych warg. Zamrugała szybko, bo łzy napływały jej do oczu z podwójną siłą. Ryan patrzył na nią, a jego oczy nie miały żadnego wyrazu. Chciał tu z nią zostać, przytulić ją i już nigdy nie pozwolić na to by poddała się innemu. Ale nie zrobił tego, przerosło go to wszystko.
-Nie płacz. Łzy są dla słabych... - rzucił.
   Wyszedł i od tamtej pory już jej nigdy nie widział.

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział VI

-Julie, przecież tak nie może być. Jesteście zaręczeni, za pół roku ślub. Dlaczego mu to robisz? - pytała Maria. - A może to jakaś zemsta? Może ja o czymś nie wiem? Nie płacz, proszę. Kto zawinił? On czy ty?
-Ja, obojętna i zimna jak lód. Tyle, że ja nie wiem co jest powodem - mówiła Julie. - Z Ryanem zawsze było cudownie. Ale nie chodzi tylko o sam seks. Dostarczał mi zabawę i przygody. Troszczył się jak żaden inny facet. Niby nic mu nie brakuje, ale coś jest nie tak. Tylko, co? - pytała siebie, siedząc na kanapie u Marii.
   Ryan przenocował u Samanty. Gdy się obudził była około 15:00. W końcu bawili się całą noc. Swoją drogą Samanta się bawiła. Ryan przez resztę imprezy patrzył na miasto i pijąc tequilę myślał o Julie i ich ślubie. Czy on w ogóle miał sens? Przecież ich związku już nie było. Julie wszystko zniszczyła, doszczętnie i bezwzględnie. Samanta podeszła do niego i zapytała z uśmiechem:
-Jak tam noc? A raczej cały ranek i południe?
-Świetnie. Dawno się tak nie bawiłem. - odpowiedział i jego kąciki ust na chwilę fałszywie się uniosły.
-Przestań. Widzę, że kłamiesz. - blondynka nie przestawała się uśmiechać. - Co się stało? - zapytała z troską w głosie.
-Julie się stała - odpowiedział bezradnie. Po chwili ciszy, znów zabrał głos. - Na moich oczach. Ona zrobiła to na moich oczach. Była na tej imprezie i  zdradziła mnie z jakimś blondynem. - opowiadał prawie szeptem. - Widać, że był młody. Tylko dlaczego chciała to zrobić z takim gówniarzem? Czy coś jest ze mną nie tak? - zapytał, choć tak naprawdę znał odpowiedź na to pytanie.
-Z tobą , Ryan, na pewno jest wszystko w porządku. - pocieszała Samanta. - To ta cała Julie jest jakaś dziwna. Nie zasługuje na ciebie, możesz być pewien.
-Ale ja nie mogę normalnie funkcjonować. Ona nie wie, że jestem pła... - szybko powstrzymał się. - Że robię to, co robię. Nie przerywaj - powiedział, zanim Samanta zdążyła to zrobić. - Nie o to mi chodzi. Znaczy, gdy jej nie mam, nie chce mi się żyć. Ona była i nadal jest jedyną rzeczą, w którą wierzę. Julie, nic i nikt więcej. Mam chyba prawo tak myśleć, bez względu na przyjaciół i znajomych... Gdy jej teraz nie mam, myślę tylko jak się zgnoić do końca, tak, żeby nigdy nie kochać, nigdy nie wierzyć i nigdy nie cierpieć. Bez niej całe moje życie nie ma sensu. Rozumiesz? - zapytał.
-Tak, ale nie wiem jednego. - powiedziała Samanta z nutą goryczy w głosie. - Ona nie wie, ani ja nie wiem, że kim jesteś? Co to znaczy, że robisz to, co robisz? Wytłumacz mi..
-Ale ja nie mogę ci powiedzieć. Nikt nie wiem jak wyglądam, kim jestem. Nawet moi najbliżsi. Skoro moja narzeczona nie wie, to ty też nie masz prawa się dowiedzieć. - odpowiedział stanowczo.
-Nie rozumiem tego wszystkiego. Jak to nikt nie wie jak wyglądasz? - roześmiała się. - Przecież cię widzę.
-To nie tak. Z resztą, naprawdę było mi miło, ale muszę już wracać. Prędzej czy później, i tak musiałbym się spotkać z Julie. Muszę jechać do domu i wziąć swoje rzeczy. Zostało mi trochę pieniędzy, a do tego wezmę połowę z oszczędności moich i mojej narzeczonej. Wypożyczę sobie jakąś kawalerkę, a jej zostawię dom. Tak się z niego cieszyła. - mówił, powoli zbierając się do wyjścia. - Myślę, że nie sprawię jej tyle bólu, ile ona mi. Lub tyle bólu, ile sprawiłem ja... - zamyślił się i wyszedł. Tak po prostu, bez pożegnania.

czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział V

   Uwaga! Rozdział zawiera wątki erotyczne. Jeśli nie chcesz tego czytać, możesz spokojnie ominąć post.

   Wszyscy doskonale się bawili. Julie z Lucasem wtopili się w tłum i zaczęli tańczyć. Nie dało się ukryć, że trochę się go bała, ale jednak coś ją w nim pociągało.
   Nagle chłopak zaczął się ocierać o jej ciało. Następnie dość mocno objął ją w talii i zaczął delikatnie muskać po szyi. Julie spodobało się to, ale z przerażenia odchylała głowę nieco w tył. Wreszcie poddała się niebywałemu pragnieniu i odwzajemniła pocałunek. Lucas pomyślał, że to znak, więc przysunął ją do ściany i zaczął delikatnie całować jej wargi. Julie czuła jak milion szpilek kuje ją w brzuch, ale było to całkiem przyjemne uczucie. Ręka chłopaka chwilę wędrowała po sukience dziewczyny, dopóki nie dotknęła piersi. Julie przeniosła swoją dłoń na pośladek Lucasa. Ludzie zaczęli im się delikatnie przyglądać. Chłopak zauważył to, więc wziął Julie na ręce i wszedł do windy, w celu udania się do pokoju niżej. Jednak zanim to uczynił, dziewczyna spostrzegła w tłumie znajomą twarz. Okazało się, że całe to przedstawienie widział Ryan. Zrobiło jej się bardzo przykro, ale było już za późno. Lucas był za silny i nie mogła uwolnić się z jego objęć. Jedyne co pozostało, to uprawiać z nim seks.
   Gdy byli w pomieszczeniu, chłopak oparł Julie o ścianę, nie przestając muskać jej warg. Pocałunki stawały się coraz głębsze, ich języki poznawały się zachłannie. Ręce Lucasa błądziły wzdłuż ciała Julie, dotykały coraz natarczywiej. Ona swoje delikatne dłonie włożyła pod jego koszulkę, dotykając napiętych mięśni jego pleców. Miał dość twarde i silne ciało, lecz w porównaniu z ciałem Ryana, było ono miękkie i wiotkie. Rozpiął jej biustonosz, uwalniając dwie, jędrne piersi. Podniósł bluzkę i dossał się do brodawek, które już stały się twarde i nabrzmiałe. Włożył dłonie w spodnie Julie i gładził pośladki. Jej oddech stawał się coraz gorętszy, rozpalony namiętnością, którą w niej obudził. Położyła ręce na głowie Lucasa, wplotła palce we włosy i masowała go namiętnie od potylicy po czoło i skronie. Ukląkł przed nią, całując już teraz nie tylko jej piersi, ale i brzuch. Zsunął jej spodnie wraz z majteczkami. Rozchylił uda i palcem odszukał kobiecość. Jęknęła z rozkoszy, jaką jej sprawiał. Zadowolony i ośmielony posuwał się coraz dalej i odważniej. Wsunął palce do jej wnętrza, wywołując w niej euforię. Była już wilgotna i gotowa na dalsze pieszczoty. Sprawdziwszy to wstał, wziął ją za rękę i poprowadził do łóżka. Położył ją na plecach, rozebrał do końca, a sam ukląkł między jej rozłożonymi udami. Całował jej podbrzusze, ssał ustami kobiecość, jednocześnie wsuwając palce do jej środka i masując wnętrze. Wiła się z rozkoszy, jęczała namiętnie, nie mogąc powstrzymać okrzyków zbliżającego się finału. Nadszedł on szybko i był gwałtowny. Wstrząsnął nią dreszcz i zamarła spełniona namiętnością. Teraz przyszła pora na niego i na spełnienie jego pożądania. Zdjął szybko spodnie i nie zwlekając ani chwili wszedł w nią gwałtownie. Była mokra od przeżytego przed chwilą finału, więc nie miał z tym problemu. Zaplotła mu nogi na biodrach i poddała się całkowicie tempu, jakie narzucił. Poruszał się w niej szybko, spragniony i podniecony jej zapachem spełnionego pożądania. Nie powstrzymywał się długo przed końcem, który pojawił się szybko. Opadł na nią, wtulając się w jej pełne piersi. Zamknęła go w swoich ramionach, zaplatając ręce na jego silnych plecach.
   Leżeli razem wpatrując się w siebie. Julie myślała, że Lucas zastąpi jej Ryana, ale nikt nie mógł tego zrobić. Jej miłość do narzeczonego była tak wielka, a mimo to zdradziła go ponownie. Była pewna, że jej nie wybaczy i spokojnie może o nim zapomnieć. Jednak to nie jest takie proste i Julie doskonale o tym wiedziała. Zastanawiała się tylko, co jest z nią nie tak, że nie może się od tego powstrzymać. Że nie może się powstrzymać od zadawania bólu.
   Ryan ze łzami w oczach patrzył na ulicę, która znajdowała się dwadzieścia pięter niżej. Był tak blisko popełnienia samobójstwa, aczkolwiek nie zrobił tego. Myślał tylko, jakby to było być w lepszym świecie. Bez oszustw, kłamstw i zdrad. Bez tej cholernej miłości, która rujnuje całe jego życie.

środa, 1 stycznia 2014

Rozdział IV

*Myśl od Autorki*

   Witajcie Kochani! Jak się domyślacie, chcę Wam złożyć życzenia noworoczne, ale nie będę się nad nimi rozwodzić. Nie chodzi o to, że mi na nich nie zależy, ale po co mam kopiować zbędne wierszyki, skoro mogę napisać coś sama od serca. Więc z okazji nowego roku życzę Wam zdrowia i szczęścia, abyście nie stracili zapału do pracy czy nauki i, aby każdy Wasz dzień przynosił Wam same radosne chwile. Oczywiście spełnienia marzeń i czego jeszcze sobie życzycie. Oprócz tego mam kilka spraw, które są warte uwagi. Jeśli przeczytaliście rozdział bardzo proszę o komentarz, ponieważ bardzo zależy mi na nich. Pewnie większość z Was wie jak to jest dostać opinię typu "fajny blog" i to tyle. Chciałabym, abyście zwracali uwagę na najmniejsze szczegóły. Lub, jeśli macie jakieś propozycje co do treści książki, możecie napisać w komentarzu, że wyobrażaliście sobie jak Ryan zrobił to czy tamto, zamiast tego co napisałam ja. Oczywiście wiem, że to moja własna książka, ale każda opinia jest mile widziana. Druga sprawa zależy bezpośrednio od Was. Mianowice narysowałam kilka portretów Ryana i zastanawiam się czy pokazać je na blogu. Jeśli tylko zechcecie, mogę je bez problemu wrzucić.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------

   Winda zatrzymała się na dachu wieżowca. W jej drzwiach pojawili się nieziemsko przystojny mężczyzna i urocza, blond włosa kobieta. Gdy wyszli z windy, niemal wszyscy obejrzeli się za nimi. Ryan wraz z Samantą rozejrzeli się. Wokół było widać jeden, powtarzający się krajobraz - wielkie miasto nocą. Muzyka była głośna, alkohol lał się litrami, wszędzie dym z jointów. Ryan pomyślał, że kocha takie życie, że nie chce zakładać rodziny, że nie chce przez resztę życia pracować i opiekować się dziećmi.. Chciałby wyszaleć się, póki jest na to czas. Nagle jego myśli przerwał ciepły dotyk dłoni Samanty na jego barku. Pociągnęła go w swoją stronę i powiedziała:
-Chodź tam - wskazała na stolik, wokół którego stała grupka osób i ruszyła w jego stronę. - To są moi znajomi. Mark, Jessica, Angela i Stu - wymieniała po kolei wskazując na dane osoby.
-Cześć, Ryan - przywitał się ze wszystkimi. - Więc, długo już tu jesteście? - Zapytał.
-Mark i Jessica są tutaj od godziny. Ja i Stu - kontynuowała Angela - przyszliśmy zaledwie przed chwilą.
   I tak rozmawiali i śmiali się, co jakiś czas popijając piwem. Tymczasem Julie znajdowała się w gorszej sytuacji. Bała się, nie wiedziała co robić. Co prawda, Lucas poszedł tylko do sklepu, ale zamknął ją w samochodzie, jakby bał się, że mogłaby mu uciec. A może Julie bała się niepotrzebnie?
-Przepraszam, że cię zostawiłem - powiedział Lucas wsiadając do auta. - Musiałem kupić papierosy i alkohol na imprezę. Mam nadzieję, że się mnie nie boisz, bo tak dziwnie na mnie patrzysz. Co najmniej, jakbym był jakimś zabójcą - żartował, wciąż się uśmiechając.
-Nie, - wzięła głębszy oddech - po prostu miałam ciężki dzień - odpowiedziała.
-Wiem. Dla mnie też nie był on najlepszy. Jak dobrze, że mogłem zorganizować urodziny mojej koleżanki, - mówił - przynajmniej na niej będę mógł się trochę wyluzować. Mówię Ci, będzie świetnie. Myślę, że będziesz się dobrze bawić. Jeśli chcesz - odetchnął - mogę przestać nawijać. Wiem, gadam strasznie dużo, ale w pewnym sensie uspokaja mnie to, szczególnie w stresujących sytuacjach. Niestety jest to też wada, bo jak nie mam o czym mówić, to paplam o byle czym, a wtedy wychodzę na totalnego idiotę.
-Spokojnie, nie przeszkadza mi to. Mów dalej - odpowiedziała Julie.
-Teraz jedziemy po Katie. Miała czekać przy mieszkaniu - kontynuował bez zastanowienia. - Powiedziała, że gdyby jej nie było, to mamy jechać na imprezę i tam na nią zaczekać.
   Po chwili ciszy, Lucas zatrzymał samochód na chodniku i rozejrzał się po okolicy. Katie nigdzie nie było. W mieszkaniu, czy przy nim, na przystanku obok. Chłopak wsiadł do auta i już miał ruszać, gdy Julie zatrzymała go i powiedziała, nieco przestraszona:
-Stój! Nie zaczekamy na nią? - zapytała.
-Nie - odpowiedział szorstko, po czym lekko ją odepchnął na tylne siedzenie. - Katie powiedziała, że mamy jechać na imprezę i dobrze się bawić - zakończył.
   Ryan odszedł od stolika, aby trochę potańczyć. Poprosił do tańca jakąś brunetkę. W sumie obojętne mu było z kim tańczył. Byle by się dobrze bawił. I tak wpadał w ramiona różnych dziewczyn, razem tańczyli, śmiali się, pili tequilę. Już zapomniał jak to jest imprezować. Cieszył się, że poznał Samantę. W końcu dzięki niej właśnie teraz znajdował się na dachu wieżowca, na tej wspaniałej imprezie. Dziwił się, że nikt im nie zwrócił uwagi. Może na dole nie było słychać muzyki i całego hałasu, mimo że był ogromny. Cóż, nie przejmował się tym, ponieważ przyszedł tu, aby się zabawić.
   Nagle wpadł na Samantę. Zaczęli tańczyć i rozmawiać. Patrzył na nią jak na jakiś obrazek. Po chwili rozmowy ich usta niespodziewanie złączyły się. Ryan delikatnie muskał Samantę po obojczyku, idąc w górę przez szyję. Jego ręce eterycznie wędrowały po jej plecach. Mimo że wiedzieli, że to nie najlepszy pomysł, to nie przestawali. Było to zbyt upojne. Ryan czuł się z tym świetnie. Chyba spodobała mu się ta cała "zemsta". Myślał, czy nie posunąć się krok dalej. Wiedział, że Samanta również tego chce, ale ona już z kimś jest. I to go powstrzymywało. Zaczął o tym rozmyślać, aż w końcu przestał całować. Samanta podziękowała mu i odeszła, Mark ją zawołał. Ryan na dobre zanurzył się w tych myślach. Ostatecznie skończyły się one na Julie. Było mu przykro, że jego ukochana jest teraz sama w domu i płacze przykryta kocem, oglądając jakieś telenowele. Jednak nie wiedział, jak było naprawdę

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział III

   Historia lubi się powtarzać. Jednak tym razem to Julie leżała rozgoryczona na sofie oglądając jakieś telenowele. Nie dzwoniła do Ryana, ponieważ telefon zostawił w domu. Kiedy kontaktowała się z jego kolegami każdy odpowiadał "ostatni raz widziałem go w zeszłą niedzielę". Już wiedziała jak on się czuł. Wcześniej nie domyślała się jak to boli, ale teraz przekonała się na własnej skórze. W myślach cały czas widziała jego chłodny wzrok, i  ilekroć chciała przypomnieć sobie jaki Ryan był czuły, zaraz w głowie pojawiał się obraz jego przeszywającego spojrzenia. Mimo to, nie chciała tego odtrącać. Musiała przyznać - bardzo brakowało jej narzeczonego. Na nic zdało się czekanie. Ukochany i tak nie wracał. Nagle zadzwonił telefon stacjonarny. Szybko podniosła swoją seksowną pupę z siedzenia i zgrabnym krokiem podeszła do stolika, na którym stał. Podniosła słuchawkę z nadzieją, że to Ryan, ale zapomniała, że zostawił komórkę w mieszkaniu.
-Tu Julie, słucham.
-Hej Julie! Z tej strony Katie - Katie była drugą najlepszą przyjaciółką Julie. - Wiem co się stało. Wiem też, że jesteś smutna, więc pomyślałam, że może wyskoczymy na jakąś imprezę?
-Nie wiem. Nie mam ochoty na imprezowanie - powiedziała Julie z nutą kłamstwa.
-Przestań się stawiać. Będzie świetnie. Tylko tego ci brakuje! Dobrej zabawy! - Katie rzadko ustępowała. - Mój znajomy organizuje urodziny. Będzie basen, dwóch didżei, alkohol, dragi. Pełen odlot
-No dobrze. To, o której i gdzie jest impreza?
-Ten duży dom na Douglass Street, niedaleko Clover Club - przyjaciółka była bardzo zafascynowana tym wydarzeniem. - To jest właśnie dom Lucasa. Przyjadę po ciebie o dwudziestej pierwszej. Do zobaczenia!
-Cześć - Julie odłożyła słuchawkę.
   Ryan włóczył się uliczkami zachodniej części miasta. Wiedział, że tutaj go nikt nie znajdzie. Nagle naszła go ochota na papierosa. Wszedł do pobliskiego sklepu.
-Poproszę paczkę Marlboro - powiedział do sprzedawcy.
-To będzie trzy dolary i dwadzieścia pięć centów.
-Ile?! - Oburzył się Ryan. - We wschodniej części Nowego Jorku kosztują tylko dwa piętnaście.
-To wróć do wschodniej części Nowego Jorku. Wyślij nam pocztówkę.
-No dobrze. Poproszę te papierosy.
   Nagle do sklepu weszła blond włosa piękność. Stanęła w kolejce również w celu kupna papierosów.
-Paczkę Jin Lingów - powiedziała blondynka.
-Cztery dolary pięćdziesiąt centów.
-Płacisz tyle za papierosy? - Zapytał Ryan.
-Są mniej szkodliwe - odpowiedziała.
-Więc to zdrowe papierosy?
-Tak jakby.
-Skoro są mniej zatrute, to powinny być tańsze - rzekł Ryan.
-Do twoich dodają saletrę, żebyś więcej palił. Dlatego w ostatecznym rozrachunku moje są tańsze - odpowiedziała blondynka zbliżając się do wyjścia.
-Dziewczyno, płacisz za obrazek orła i kolorowe wzory - dziewczyna zatrzymała się. - Reszta to bzdury.
-Założysz się? - Zaproponowała.
-Jasne - odpowiedział.
-Dwadzieścia dolców.
-Mam tyle.
-Łatwa kasa - powiedziała wychodząc. Ryan podążył za nią. - Musimy zaciągać się tak samo. Gotowy? Start.
   I odpalili papierosy. Każde ich zaciągnięcie było równe.
-Mam dziś urodziny - rzekła blondynka.
-Wszystkiego najlepszego - odpowiedział. - Tak w ogóle, to mam na imię Ryan.
-Samanta, miło mi. - Podali sobie dłonie.
-Dlaczego nie świętujesz? - Zapytał Ryan.
-Chłopak miał mnie zabrać na imprezę - zaciągnęli się. - Jednak bardziej interesuje go Kurt Cobain, niż spędzanie urodzin z dziewczyną.
-Kto to jest Kurt Cobain?
-Żartujesz? - Samanta popatrzyła na Ryana z uśmiechem.
-Co? - Dziewczyna nadal patrzyła na niego z niedowierzaniem. - Pal. - I zaciągnęli się ponownie.
   Okazało się, że Samanta miała rację. Ryan skończył palić, gdy papieros dziewczyny wyglądał, jakby dopiero go odpaliła. Blondynka wykonała w miejscu taniec triumfu.
-Tak... - Na twarzy Ryana na chwilę ukazała się niezadowolona mina, ale już po chwili rozchmurzył się. - Proszę, - wyciągnął z portfela dwadzieścia dolarów - to twoje pieniądze.
-Daj spokój. Wystarczy mi sama satysfakcja, że się myliłeś - odrzekła Samanta.
-Ja nie unikam płacenia. Zabiorę cię na kolację, urodzinową - powiedział. - Co ty na to?
-Na randkę? - Zapytała z uśmiechem.
-Nie - odpowiedział. - Po prostu nie chcę cię zostawić samej w urodziny.
-Możesz iść ze mną na imprezę, bo nie chce być tam sama - Ryan dokładniej obejrzał ciało dziewczyny.
   Około wpół do dziewiątej Julie była prawie przygotowana do wyjścia. Musiała tylko wybrać pasujące szpilki do krótkiej, czarnej sukienki. Zastanawiała się nad obcasami z odkrytym palcem, ale postawiła na szpilki na platformie. Była z siebie nieco zadowolona, ponieważ nie przejmowała się tak Ryanem, jak około cztery godziny wcześniej.
-Katie miała rację - powiedziała do siebie cicho. - Ta impreza dobrze mi zrobi.
  Nagle Julie usłyszała dzwonek do drzwi. W pośpiechu nałożyła na stopy swoje szpilki i podeszła otworzyć. Okazało się, że to nie była Katie, choć właśnie jej spodziewała się w tej chwili Julie. Stał przed nią młody chłopak. Wyglądał na około siedemnaście lat. Miał czarne, krótko ścięte włosy. Gdy się uśmiechał, na jego policzkach pojawiały się urocze dołeczki. Usta były wąskie, a nos nieco zakrzywiony. Z wyglądu nie różnił się niczym od innych chłopaków w jego wieku. Jednak jak obrócił głowę na bok, w oczy Julie od razu rzucił się dość duży tatuaż na szyi. Najprawdopodobniej był to smok. Dziewczyna nie mogła dokładniej się przypatrzyć, ponieważ twarz chłopaka znów była obrócona w jej kierunku, a z takiej perspektywy, tatuażu nie było widać.
-Cześć - Julie przywitała się pierwsza. - Kim jesteś?
-Hej. Nazywam się Lucas - chłopak z uśmiechem przedstawił się. - Katie przysłała mnie pod ten adres. Mam zabrać Julie na moją imprezę urodzinową. Podejrzewam, że to ty nią jesteś.
-Tak, tak. Jestem Julie. W takim razie chodźmy - powiedziała, po czym wyszła i zamknęła dom na klucz.
   Kiedy znaleźli się przed ogrodzeniem, Lucas wskazał na czarne bmw i powiedział:
-Tam. To mój samochód - podeszli do niego. - Pozwól, że otworzę ci drzwi.
-Dziękuję - odpowiedziała obojętnie.
   Julie myślała od kiedy z Lucasem są na "ty". Popatrzyła na niego i zauważyła szelmowski uśmiech. Przez chwilę miała złe przeczucia co do tego chłopaka. Oprócz nich, na ulicy nie było nikogo. W oknach nie świeciły się światła. Julie była nieco przerażona. Po chwili jazdy zauważyła, że minęli Douglass Street.
-Gdzie jedziesz? - Zapytała. - Ominęliśmy twój dom, słyszałam muzykę.
-Spokojnie - odpowiedział i ponownie szelmowsko się uśmiechnął. - Jadę tylko do sklepu.